Tam, gdzie zimowa noc oddychała srebrnym chłodem, a śnieg migotał jak gwiezdny pył, żyła mała dziewczynka o imieniu Lila. Jej chatka stała na skraju lasu, który każdej zimy zamieniał się w wielki, lodowy pałac utkany z cieni i światła. Sosny nosiły na ramionach ciężkie, białe korony, a cisza była tak głęboka, że można było usłyszeć, jak spada pojedynczy płatek.
Pewnej niezwykłej nocy, gdy mróz malował na szybach fantastyczne kwiaty, a księżyc snuł po ziemi mleczne wstęgi blasku, Lila dostrzegła przed chatką coś, co z początku wzięła za zwyczajny płatek śniegu. Lecz ten płatek… świecił jak złoto.
Dziewczynka podeszła ostrożnie. Iskierka drżała cichutko, jakby każde jej drgnięcie było westchnieniem.
— Pomóż mi… — wyszeptała delikatnym głosikiem.
— Zgasnę, jeśli nie wrócę do nieba…
— Do nieba? — szepnęła Lilka, przyklękając. — Jesteś gwiazdą?
— Jestem tylko jej drobinką… zagubionym światłem — odpowiedziała Iskra smutno.
Lila zamknęła ją w dłoniach. Ciepło, które z nich popłynęło, było miękkie jak koc utkany z promieni słońca.
— Pomogę ci. Obiecuję. Nawet jeśli droga będzie długa.
Iskierka rozbłysła jaśniej, jakby się uśmiechała.
— By wrócić do nieba, trzeba dotrzeć na Szczyt Północy… najwyższą górę tej krainy.
— Więc tam pójdziemy — odparła Lila bez wahania.
Dziewczynka ruszyła w drogę, a Las Szeptów przywitał ją cichym szelestem, jakby setki niewidzialnych głosów wirowały między pniami.
— Słyszysz? — zapytała Iskra.
— Tak… las mówi — uśmiechnęła się Lila.
Jedno stare drzewo, oblepione śniegiem jak lukrem, pochyliło się wolno.
— Dokąd idziesz, dziecko zimy? — zapytało skrzypiącym głosem.
— Niosę światło do nieba — odpowiedziała dziewczynka cicho. — Muszę ocalić tę iskrę.
— To piękne zadanie — zaszumiało drzewo. — Niech więc cały las stanie się waszą drogą.
Gałęzie rozsunęły się łagodnie, a pomiędzy drzewami rozbłysła jasna, srebrzysta ścieżka.
Wkrótce dotarły do Zamarzniętego Jeziora. Odbijało gwiazdy tak wyraźnie, że nie było wiadomo, które świecą na niebie, a które pod stopami.
— Boję się — szepnęła Iskra.
— Ja też troszkę — przyznała Lilka. — Ale pójdziemy razem.
Gdy dziewczynka postawiła stopę na lodzie, tafla rozświetliła się błękitnymi liniami, jakby jezioro rozpoznało dawną przyjaciółkę ze światła.
Nagle wiatry zaczęły wirować, splatając się w postać wysoką jak sosna. Był to Wiatr Zawieruchy, strażnik zimowych nocy.
— Nie przepuszczam nikogo podczas burzowej nocy! — zawył.
Śnieg zatańczył w powietrzu jak białe ptaki.
Lila mocniej otuliła iskrę.
— Proszę… ona musi wrócić do domu. A ja… ja tylko chcę pomóc.
— Dlaczego miałbym wam zaufać? — zagrzmiał wiatr.
— Bo światło nie kłamie — wyszeptała dziewczynka.
Iskra rozbłysła nagle tak mocno, że jej blask przeciął ciemność jak złota strzała. Wiatr zadrżał… i ucichł.
— Taki blask widziały tylko pradawne czasy… — wyszeptał poruszony. — Idźcie.
Burza uciszyła się i Lilka z Iskierką ruszyły dalej.
Wreszcie dotarły na najwyższy szczyt, gdzie niebo było tak blisko, że wydawało się, iż wystarczy wspiąć się na palce, by dotknąć gwiazd. Powietrze lśniło niczym kryształ.
Dziewczynka uniosła gwiezdną iskrę wysoko.
— To twój dom — wyszeptała. — Ale jeśli zatęsknisz… będę na ciebie patrzeć.
— Nigdy nie przestanę świecić dla ciebie — odpowiedziała Iskra cichutko. — Szukaj mnie w najjaśniejszej gwieździe zimy.
— Obiecuję — szepnęła Lila ze łzą w oku.
Otworzyła dłonie. Wiatr uniósł iskrę wysoko, coraz wyżej, aż zamieniła się w złoty promień i wskoczyła na nieboskłon.
Tam zapłonęła nowa gwiazda — czysta, jasna, pełna ciepła — którą mieszkańcy nazwali Gwiezdnym Serduszkiem.
Od tej pory jej blask prowadził wędrowców przez śnieżne noce. A Lilka, ilekroć podnosiła wzrok ku niebu, uśmiechała się cicho, wiedząc, że wśród gwiazd ma przyjaciółkę.