Na skraju pachnącej łąki, tuż przy sosnowym lesie, gdzie trawy falowały jak morze, a kwiaty szeptały swoje tajemnice, żyła biedronka o najpiękniejszych kropkach, jakie kiedykolwiek widziano. Jej skrzydełka lśniły czerwienią jak maki w słońcu, a czarne kropki wyglądały niczym rozsypane po niebie gwiazdy.
Każdego ranka biedronka siadała na źdźble trawy, przeglądała się w kropli rosy i cichutko liczyła swoje kropki.
– Jedna, druga, trzecia… wszystkie są! – nuciła z zadowoleniem.
Pewnego ranka stało się jednak coś strasznego. Kiedy rozłożyła skrzydełka do lotu, odkryła ze zdumieniem, że… zniknęły wszystkie kropki! Zostały tylko gładkie, czerwone skrzydła.
– Moje kropki! Gdzie są moje kropki?! – zapłakała, a jej łzy spadały na trawę jak maleńkie, błękitne perełki.
Tymczasem sprawca całego zamieszania – zuchwały żuk – chodził po łące dumny jak paw. To on w nocy ukradł kropki biedronce i przykleił je osie, która znana była z tego, że wszystko miała „w nosie”.
– Masz! Teraz będziesz piękniejsza od biedronki! – zaśmiał się żuk.
Ale osa spojrzała na siebie w kałuży, zmarszczyła czoło i zezłościła się strasznie.
– Co ty mi za głupstwa przyklejasz?! Oddaj kropki biedronce, to przecież należy do niej! – zawołała i przegoniła żuka aż pod sam las.
Kropki jednak nie wróciły od razu do właścicielki. Osa, nie wiedząc co z nimi zrobić, sprzedała je musze, a mucha – z jeszcze większą lekkomyślnością – oddała je stonce. Stonka obejrzała kropki bardzo dokładnie. Obróciła się raz w prawo, raz w lewo, spojrzała na swoje pasiaste plecy i westchnęła:
– Kropki są śliczne… ale nie dla mnie. Ja mam paski. I z pasków jestem dumna.
Była to bardzo mądra stonka, która wierzyła, że każdy powinien być sobą. Zapakowała więc kropki do pudełka z liścia łopianu i napisała wielkie ogłoszenie:
„Uwaga, biedronki!
Kto zgubił kropki –
niech przyleci po nie!”
Wieść rozeszła się po całej łące szybciej niż wiatr. Przyleciały biedronki z każdej strony: z maków, spod mleczy, z wysokich traw, a nawet zza strumyka. Jedna przekrzykiwała drugą:
– To na pewno moje kropki!
– Nie, nie! Moje! Ja miałam takie błyszczące!
– Ja je wczoraj zgubiłam!
Tylko jedna biedronka stała cichutko z boku. To ta, która naprawdę straciła swoje kropki. Drżała z nieśmiałości, a łzy spływały jej po policzkach.
– Wszystkie kropki macie… a po cudze sięgacie… – wyszeptała.
Jej słowa były ciche, ale serca słuchających zrobiły się ciężkie.
Stonka wyszła wtedy przed tłum i powiedziała spokojnym, lecz stanowczym głosem:
– Kto chce więcej, niż mu potrzeba, ten może się chciwością udławić. A kto mówi prawdę, nawet przez łzy – tego słowa są najgłośniejsze.
Na łące zapadła cisza. Biedronki spojrzały na siebie. Jedna po drugiej spuszczały głowy, czerwieniły się ze wstydu i odlatywały w milczeniu. Każda niosła w sercu małą naukę – zajrzały w siebie i zobaczyły tam mały cień zachłanności.
Stonka podała pudełeczko zapłakanej biedronce. Gdy ta otworzyła je nieśmiało, kropki same wyskoczyły i z radością wróciły na swoje miejsce, jakby bardzo tęskniły za domem. Skrzydełka znów były piękne – może nawet piękniejsze niż wcześniej. Od tego dnia biedronka była dumna nie tylko ze swoich skrzydełek, ale również z tego, że potrafiła czekać, ufać i mówić prawdę.
Cała łąka zapamiętała tę historię na długo.
Gdy dziś wiatr szepcze w trawach, a biedronki przelatują nad kwiatami, mówi się, że każda z nich ma nie tylko kropki… ale i odrobinę mądrości w sercu.

