czwartek, 4 grudnia 2025

Gwiezdny Klucz Mikołaja

W najcichszym zakątku północnego nieba, tam gdzie zorza splata powietrze w zielone wstęgi, stała maleńka chatka, która wyglądała tak, jakby wykuto ją z samego światła. W tej chatce mieszkał Mikołaj — nie ten, którego znają wszystkie dzieci, z saniami i workiem prezentów, lecz Mikołaj tajemniczy, który strzegł zimowego czasu, aby każde dziecko mogło znaleźć w nim odrobinę cudów.

Mikołaj miał długą, srebrzystą brodę, miękką jak pył z komet, i oczy, w których odbijało się całe niebo. Każdej zimy wyruszał w samotną wędrówkę, aby obudzić Gwiezdny Zegar — pradawny mechanizm odmierzający dni do świąt. Bez niego noc wigilijna nie trafiłaby na właściwe miejsce w czasie, a magia mogłaby się zgubić w świecie.

Pewnego roku, gdy mrozy przyszły wcześniej niż zwykle, Mikołaj otworzył skrzynię wykutą z lodu i wyjął z niej Gwiezdny Klucz. Był to jedyny przedmiot zdolny poruszyć Zegar. Jednak gdy otworzył drzwi, by wyruszyć w drogę, powiał wiatr tak silny, że porwał klucz i uniósł go wysoko, wysoko — aż gdzieś zniknął w świetlistej wstędze zorzy.

Zmartwiony Mikołaj ruszył za nim, lecz noc była gęsta i ciemna niczym futro czarnego wilka. Wtedy z pobliskiego świerku rozległo się delikatne trzepotanie.

— Nie smuć się, Mikołaju — ćwierknął maleńki ptaszek o pierzastym, błękitnym ogonie. — Widziałam, gdzie wiatr poniósł twój klucz. Spadł w Dolinę Zasypiających Światełek. Zaprowadzę cię tam.

I tak oto ruszyli razem: Mikołaj z ciężkim sercem, a ptaszek z iskrą odwagi. Dolina Zasypiających Światełek była miejscem rzadko odwiedzanym — pełna delikatnych, świecących duszków, które spały przez cały rok, budząc się tylko w noc największego mrozu. Gdy dotarli na jej skraj, zobaczyli setki maleńkich świateł drżących jak oddech.

Pośród nich, na miękkim mchu, leżał Gwiezdny Klucz — lecz otoczyły go trzy największe duszki, które roziskrzyły się czujnie.

— To nie jest zwykły przedmiot — zabrzmiały jednocześnie. — Jest pełen mocy. Kto chce go zabrać?

Mikołaj uklęknął, a jego głos był ciepły niczym ogień w piecu:

— Nie pragnę władzy. Chcę tylko, by dzieci na świecie nie straciły swojego świątecznego światła. Gwiezdny Zegar musi zostać obudzony. Bez niego magia nie znajdzie drogi do ich serc.

Duszkowe światełka zaszumiały jak leśne liście.

Po chwili największy z nich zbliżył się i dotknął dłoni Mikołaja. Jego światło rozbłysło niczym złoto.

— Prawda twojego serca jest czysta — orzekł. — Klucz jest twój.

Kiedy Mikołaj chwycił go, klucz zapłonął tak jasno, że nawet zimne niebo na moment ociepliło swój blask. Ptaszek zaśpiewał radośnie i oboje wyruszyli z powrotem w stronę chatki, gdzie czekała ścieżka prowadząca do Gwiezdnego Zegara.

Gdy w końcu Mikołaj wsunął klucz w pradawny mechanizm, cała kraina północy rozbrzmiała jednym, miękkim dźwiękiem — jakby samo niebo zagrało na kryształowej harfie. A gwiazdy, jedna po drugiej, zapaliły się mocniej, szykując drogę dla wszystkich cudów, jakie miały nadejść.

Mikołaj uśmiechnął się z ulgą. Wiedział, że dzieci na całym świecie obudzą się pewnej grudniowej nocy i zobaczą, że magia znów odnalazła drogę. Bo tak długo, jak istnieje Gwiezdny Klucz, a serce Mikołaja pozostaje dobre, święta zawsze przyjdą — dokładnie wtedy, kiedy powinny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystkim komentującym MILUSIAKOWO przesyła słoneczny uśmiech :)